Info
avatar
Ten blog prowadzi marektrek z miasta Rzeszów.
Przejechałem jak narazie: 4881.10 kilometrów. Jeżdżę ze średnią prędkością: 17.13 km/h .
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl



button stats bikestats.pl
Szybki serwis rowerowy reBike.pl - zapraszam

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy marektrek.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

maratony

Dystans całkowity:375.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:23:06
Średnia prędkość:16.23 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:191 (105 %)
Maks. tętno średnie:183 (101 %)
Suma kalorii:18796 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:28.85 km i 1h 46m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
34.30 km 0.00 km teren
01:48 h 19.06 km/h:
Maks. pr.:48.10 km/h
Temperatura:17.0
HR max:189 (104%)
HR avg:174 ( 96%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2254 kcal

Cyklokarpaty 2013 - Wojnicz

Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 0

zaległości c. d.

Niedziela, pogoda nie wyraźna, zapowiada się na deszcz, ale jeszcze nie pada.
Pobudka 6 rano, mycie ,szybkie śniadanie i można budzić Tymka oraz Bartka, którzy dziś wystartują w Wojniczu w XC Junior Race pod okiem mojej żony. Pakujemy rowery i sprzęt do auta i jedziemy. Dzień wcześniej umówiłem się z Jackiem, że pojedziemy w 'kolumnie ' na zawody, ale trochę nam się pakowanie przeciągnęło i w końcu pojechaliśmy oddzielnie. Droga do Wojnicza przebiegła szybko, po półtorej godziny byliśmy na miejscu. Spotykamy Jacka, który przyjechał nieco wcześniej. Zaczyna mżyć, robi się chłodno. Pomału zjeżdżali kolejni zawodnicy i teren wokół boiska szybko się zapełnia. Obok mieściło się biuro zawodów i meta. Start opłaciłem przez internet, numer miałem z Przemyśla. Okazało się, że mimo to muszę scat w kolejce aby potwierdzić, że ja to ja i że jadę na mini ;)
Nie stałem długo, potwierdziłem wszystkie dane, wziąłem bloczek na posiłek. Do startu mojego dystansu została jeszcze ponad godzina, postanowiliśmy że podejdziemy do jakiegoś sklepu i ja sobie kupie energetyka, bo zostawiłem swój w domu. Jacek prosił o banany, dzieci zawsze są chętne żeby 'coś' kupić w sklepie.

Wojnicz to małe miasteczko, od czasu kiedy omija je obwodnica ruch prawie zupełnie tu zamarł. Mały rynek, kilka sklepów, knajpka szkoła i w sumie chyba tyle.

Wojniczanom ...

W drodze powrotnej spotykamy samotnie stojący rower, który w tym miejscu chyba dokona żywota, a może jeszcze jeździ ...


Wracamy na parking, ludzi jest mnóstwo. Za chwilę start na trasie Mega i Giga. Deszcz cały czas kropi. Pożyczam Jackowi kurtkę, bo ma na sobie tylko krótki rękaw a nie jest za ciepło.
Ruszyli, ja mam jeszcze trochę czasu, jeżdżę z Tymkiem po jego krótkiej trasie XC w pobliżu boiska. Zostawiam chłopaków z mamą a sam jadę na start.
10:30 wystartowaliśmy.


Początek szybki, asfaltowy, prędkość oscyluje w okolicach 30- 35 km/h. Jedziemy szybko, tętno skacze do 180. Po kilku km zaczyna się pierwszy podjazd, szybko się przetasowujemy. Podjazd ma parę kilometrów i widzę że kilka osób już wyraźnie ma dość. To efekt jazdy na max na początku bez zastanowienia. Trasa przebiega szutrem i leśnymi ścieżkami. Lekki deszczyk nie przeszkadza w jeździe. Jadę w swoim tempie, nie wiem który jestem, po prostu jadę. Krajobrazy się zmieniają, są odcinki leśne, łąki, mijamy zabudowania. Mniej więcej w połowie czeka kulminacyjny 'punkt programu' na trasie mini czyli podjazd na Folwarczną / w STRAV'ie oznaczony jako Folvarczna climb:) /. Półtora kilometra w górę, morduję się na przełożeniu 1/1 i niestety pod koniec brakło mi mocy i idę z buta, trudno. Końcowa część tego podjazdu jest stroma i raczej każdy prowadzi tu rower. Potem zjazd i po paru kilometrach bufet, w locie chwytam kubek z napojem, płowa się wylewa ale coś tam łykam.



Trochę trawy na drodze, potem dziurawy asfalt. Jeszcze kilka zakrętów i wpadam na główną drogę. Ostatnie kilka kilometrów jadę sam , kilka osób mi uciekło, ja też kila zgubiłem. Znowu rozwijam sporą jak na mnie prędkość - dobijam do 40 km/h. Ale i tak na tym odcinku doszło mnie kilku. Na koniec mknę już na maxa, mijam jeszcze jednego zawodnika i wpadam na metę. Czas 1:48:27, strata do pierwszego zawodnika prawie 0:30. Akurat jak przyjechałem to starszy syn Tymek właśnie startował w Junior XC. Miał mieć 3 okrążenia ale organizator stwierdził że wystarczy jedno i niestety młody został zablokowany na pierwszym podjeździe i przyjechał 4. Nie miał szans z 'tubylcami' przy jednym okrążeniu. Następnym razem pójdzie mu lepiej. Najmłodszy syn już skończył jazdę, też na miejscu 4.
Dzieci dostały pamiątkowe drewniane medale z logo Cyklokarpaty.
Po jakimś czasie dojeżdża Jacek, który ukończył dystans Mega. Chwilę rozmawiamy o trasie i o wrażeniach. Podobało się.
Później prosto do bufetu na posiłek regeneracyjny. Pierogi z mięsem i z boczkiem ... jak dla mnie pycha. Firma Taurus przygotowała naprawdę dobre jedzenie, podobnie jak w tamtym roku w na maratonie cyklo w Pustkowie.
Jeszcze szybkie mycie roweru wężem strażackim i powrót do domu.
Nie czekałem na dekorację, ani na losowanie nagród zwłaszcza ze losowania nie będzie.Za to, dla wszystkich, którzy opłacili start przez internet otrzymają rabat 10% na zakupy w sklepie internetowym jednego ze sponsorów ( tego od czapek z daszkiem i z otwieraczem) . Ja jestem zadowolony. Nie był to trudny technicznie maraton, był szybki i fajny.

---
ślad z GPS'a:


Dane wyjazdu:
14.50 km 0.00 km teren
00:48 h 18.12 km/h:
Maks. pr.:44.80 km/h
Temperatura:25.0
HR max:191 (105%)
HR avg:181 (100%)
Podjazdy: m
Kalorie: 933 kcal

Cyklokarpaty 2013 - Przemyśl

Sobota, 27 kwietnia 2013 · dodano: 13.05.2013 | Komentarze 2

mega zaległości ...

Sobota 27 kwietnia. Słonecznie ale nie za gorąco.
Dziś startuje kolejna edycja Maratonów rowerowych Cyklokarpaty.
Pierwszy maraton odbędzie się w Przemyślu i będzie połączony z maratonem 'Twierdza - Przemyśl'.
Jedziemy "Team'owo", czyli Asia, Paweł i Łukasz. Michał jedzie własnym transportem i jako jedyny wystartuje na dystansie GIGA ( brawo Michał ! )
Do Przemyśla dojechaliśmy szybko. Na miejscu szukamy parkingu w okolicach Rynku. Stajemy przy jakimś kościele.
Łukasz i Asia poszli po numery do biura a my z Pawłem rozkładamy rowery.



Słońce zaczyna przygrzewać, ale mamy fajnie bo stoimy w cieniu.
Po chwili przyjeżdżają panowie policjanci i grzecznie mówią, że tu parkować nie wolno i należy przestawić pojazdy bo zostaną odholowane.
Musimy poczekać na Asie i Łukasza bo nie znajdą nas jak przestawimy auto, a zresztą rowery już były rozłożone.
Po 10 minutach przyjeżdżają ponownie policjanci i już bardziej stanowczo każą odjechać " Porządek musi być ! " powiedział jeden z nich i raczej nie wyglądał na takiego z którym można podyskutować. Na szczęście wracają już Asia i Łukasz. Ja wsiadam i szukam parkingu. Znalazłem jakieś 500m wyżej, w ogrodach przy seminarium. Przypinamy numery. Nagle okazuje się, że Łukasz zgubił numer. Przy samochodzie go niema, zjeżdża na miejsce gdzie staliśmy - jest numerek, leży pod ścianą kościoła ;) No to extra mamy już wszystko... nie, Łukasz szukając numerku zostawił rękawiczki w samochodzie. Jedziemy na parking podjazdem, są rękawiczki :).
Zjeżdżamy na Rynek. Za paręnaście minut start MEGA. Łukasz zestresowany jedzie do sektora, Asia i Paweł już tam są. Spotykamy Michała naszego Gigowca. Nastroje są bojowe. Przemowa kogoś z ramienia rady miasta, odliczanie i start. Mega i Giga wystartowało. Ja mam jeszcze trochę czasu, więc kręcę się po Rynku.
Przemyski rynek wygląda bardzo ładnie, jest odnowiony. Fontanna na środku fajnie chłodzi. Całe miasteczko rowerowe umieszczone jest na Rynku. Wzmaga się wiatr, ale mimo wszystko jest gorąco. Pomału ustawiam się w sektorze startowym. Znowu krótka przemowa i odliczanie i start. Dziś dystans Hobby ma 'tylko' 11 km, ale ma być ciężko, zobaczymy co i jak. Na początku ulicami Przemyśla w tempie średnim jedziemy za pilotem. Po chwili wjeżdżamy na asfalt ulicy Sanockiej.
Kilkanaście osób, które uciekło zostało zablokowanych przez pilota i policję, prędkość jazdy spadła i wszyscy dojechali do grupy.
Szkoda, bo przewaga wypracowana na starcie została zaprzepaszczona. Po kilku kilometrach jazdy asfaltem skręcamy w lewo i rozpoczyna się pierwszy podjazd. Podjazd pod Kruchel. Mijam kilku na samym początku, ale przede mną jest jeszcze sporo osób. Staram się jechać swoim tempem, ale adrenalina robi swoje i przyciskam. Po chwili tętno przekracza 191 i muszę zwolnić. Dojeżdżamy na górę, chwila wytchnienia na zjeździe.



Jadę stanowczo za szybko.... mijam kilku zawodników na zjeździe. Pierwszy zakręt spoko, jadę co raz szybciej. Na drugim mam za dużą prędkość. Hamuję, ale jest za szybko, żwir na drodze dopełnia nieuchronnego. Wpadam do rowu, robię OTB i ląduję na siatce ogrodzeniowej. Wstaję, żyję. Oglądam rower, nic się o dziwo nie stało :), podbiega ktoś z obsługi trasy i pyta czy wszytko ok, mówię, że ok . Wsiadam na rower i jadę dalej. Nie czuję bólu. Choć lewy łokieć piecze. Do mety raptem 4-5 km, nie wiem ile straciłem ale to nie ważne, jadę. Ulicą Pasteur'a dojeżdżamy do przemyskiego stoku. Tu fajnie poprowadzili trasę, bo prowadzi ona bezpośrednio po tej części stoku, po której zazwyczaj jeżdżą narciarze wysiadający z krzesełek. Dalej nartostradą przez mostek i szybki zjazd obok trasy saneczkowej. Już myślałem ze to koniec podjazdów, a tu nawrotka i podjazd, krótki ale bardzo stromy, nie daję rady idę z buta, zresztą jak większość. Jedyną zaletą jest to, że jest to leśne podejście i słońce tak nie praży. Dalej jeszcze dojazd do Rynku po 'kocich łbach'. Po drodze mijam jeszcze kilku zawodników i meta.
Od razu idę do punktu medycznego, żeby mi przemyli ten pył na ręce. Po przemyciu okazało się, że lewy łokieć jest cały ale porządnie stłuczony i poobdzierany, lewe kolano też jest obite i poocierane. Opatrzyli mi 'rany' czekam na pozostałych. Po jakimś czasie zaczynają dojeżdżać rowerzyści z dystansu Mega. Jest i Paweł, Łukasz, czekamy na Asię.



Pakujemy rowery do auta i idziemy na dół.
Na Rynku wiatr powoduje małe zamieszanie przewracając elementy dekoracji Rynku oraz przewracając główny balon mety. Organizatorzy robią co mogą żeby go ponownie ustawić, zwłaszcza, że rozpędzeni zawodnicy wpadają z całą prędkością na metę nie spodziewając takiej przeszkody.
Po jakimś czasie przyjeżdża Asia. Jesteśmy w komplecie. Idziemy coś zjeść. Posiłek regeneracyjny to makaron z sosem, nawet dobry, ale szkoda że nie było w nim ani odrobiny mięsa. Cały czas zjeżdżają się zawodnicy. Ok godz. 16 raczej już wszyscy są na mecie i rozpoczyna się oczekiwanie na wyniki, dekoracje oraz na losowanie nagród.
Godzina 17:00 nic, ludzie się niecierpliwą. 18:00, komunikat że zaraz będzie dekoracja i ogłoszenie wyników. Doczekaliśmy się. Strasznie długo to trwało. Ceremonia wręczania nagród nieco szybciej przebiega ale dalej jest wolno. Bardzo fajny pomysł z pamiątkowymi statuetkami "misiami" dla zwycięzców.
Później losowanie nagród ... to już żenada ... czekać tyle godzin, żeby dostać czapkę z daszkiem, w którym jest zamocowany otwieracz do butelek, albo lampka na baterie led to już nie jest śmieszne. Ludzie się śmieją. Koniec losowania wracamy do domu.
Z Przemyśla wyjeżdżamy o 20:00 - to jakaś masakra.
Trasa maratonu wyznaczona i przygotowana jak dla mnie optymalnie. Sezon wyścigowy rozpoczęty z przygodami, bo z przygodami ale rozpoczęty !
Zabrakło natomiast ( mimo wszytko) bufetu na dystansie hobby, owoców na mecie. Organizacja po zawodach mocno zdemotywowała wszystkich o czym można poczytać na forum cyklokarpat.

12-maja Cyklokarpty w Wojniczu, tam powinno być o wiele lepiej !

---
ślad z GPS'a:


Dane wyjazdu:
22.30 km 0.00 km teren
01:29 h 15.03 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:17.0
HR max:189 (104%)
HR avg:175 ( 96%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1871 kcal

Cyklokarpaty 2012 - Sanok - Finał

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 02.11.2012 | Komentarze 1

zaległości ...

Sobota, dziś Cyklokarpaty w Sanoku, finał. Jedziemy ekipą reBike Impulse Team w składzie:
Asia, Paweł, Łukasz i ja. Z Łukaszem pakujemy się u mnie pod blokiem a Asia i Paweł dosiadają się na Poznańskiej. Droga do Sanoka przebiega spokojnie i na miejscu jesteśmy w miarę wcześnie. Biuro zawodów mieści się w budynku sanockiej areny, rejestracja przebiega bardzo szybko i sprawnie.
Składamy rowery, witamy się ze znajomymi. Pogoda nawet dopisuje, choć nie jest za gorąco, można by powiedzieć że jest chłodnawo.
Czekamy , ustawiamy się w sektorach. Asia dziś walczy o pudło, a ja … jak zwykle, żeby nie być ostatnim :). Godzina 11:00, wystartowaliśmy. W eskorcie policji przejeżdżamy ul. Królowej Bony i skręcamy w ul.Mickiewicza na most w stronę Białej Góry, gdzie zaczyna się ostry start. Wpadamy do skansenu, ładne chaty wokoło, ale jest ciasno i nie ma czasu na rozglądanie się.

Cyklokarpaty 2012 - Sanok , skansen © marektrek

Na pierwszym podjeździe/ wzniesieniu robi się zator bo co niektórzy w tym miejscu już pchają rowery ;). Tempo co prawda jest mocne ale bez przesady można jechać. Asia uciekła mi już na odcinku asfaltowym, więc jadę sam. Trasa maratonu w Sanoku liczy ok. 22 km ( hobby) i jeden konkretny podjazd. Wyjeżdżamy ze skansenu i jedziemy ul. Rybnickiego do ul. Gajowej, przy której jest ‘mała’ zmyłka bo stoją strzałki w prawo z napisami ‘HOBBY’ i ‘MEGA’ . Większość zawodników jednak jedzie prosto, rozważam skręt w prawo. Nagle pojawia się człowiek, chyba z obsługi i krzyczy ‘prosto! ,prosto !’. Z lekkim zdziwieniem jadę więc prosto, krótka wymiana zdań z jednym z uczestników potwierdza, jedziemy dobrze. Te oznaczenia są dla kończących już wyścig i kierują do mety. Jak się później okazało to Asia oraz kilka innych osób skręciło właśnie w prawo i przedwcześnie zakończyło zawody. Wystarczyło na jakiś czas po prostu zasłonić te strzałki jakąś płachtą i nie było by problemu. Zaczyna się terenowy podjazd, prawie 3 km w górę na wysokość ponad 500m n.p.m. Podczas podjazdu było ciężko, pchałem rower i to ładny kawałek, za stromo jak dla mnie. Nie byłem sam z tym pchaniem, praktycznie każdy pchał ;) Ze szczytu roztaczał się piękny widok na Sanok, niestety znowu nie było czasu na podziwianie krajobrazów, trzeba tu przyjechać i na spokojnie nacieszyć oko bo jest na co popatrzeć. Zjazd terenem też do łatwych nie należał, korzenie, błoto, kamienie. W jednym miejscu prawie zaliczyłem glebę i musiałem sprowadzać rower. Ostatnie 10 km już po płaskim, trochę terenem, trochę starym asfaltem. Jechaliśmy brzegiem Sanu. Na koniec powtórka ze skansenu zjazd w prawo przy ‘feralnych’ strzałeczkach z ulicy Gajowej. Myślałem, że do mety już gładko pójdzie, a tu niespodzianka, trasa przy samym brzegu Sanu nie pozwala na szybką jazdę, trzeba cały czas uważać żeby nie wpaść do wody. Jakoś nie pamiętam ile osób wyprzedziłem ani ile osób mnie wyprzedziło.
Pod koniec dogoniłem ze dwie osoby, które cały czas starały się mi uciec. Na moście już ich miałem, a na ostatnich metrach do stadionu dogoniłem jeszcze jednego zawodnika. Na metę wpadłem z czasem 1:29.
Tętno przez cały czas oscylowało w górnej granicy i wyszła średnia 175 (max miałem 189). Wielkiego zmęczenia nie czułem. Umyłem rower a potem spotkałem się z Asią, która zakończyła wcześniej zawody.
Czekaliśmy na pozostałych ‘naszych’. Paweł przyjechał przed Łukaszem. Potem zjedliśmy makaron z mięskiem - bardzo smaczny i czekaliśmy na ceremonię zakończenia. W międzyczasie zwiedziliśmy obiekt sportowy, odkrywając automat do sprzedaży napojów i przekąsek. Z Łukaszem zakupiliśmy po okazyjnej cenie dętki FOSS’a od przedstawiciela na Polskę. Później była tombola, ale ja nie miałem szczęścia. Finał maratonu Cyklokarpaty jak dla mnie bardzo udany ( 13 miejsce w generalce w swojej kategorii), zresztą cała seria to piękna sprawa. Różnorodność i trudność tras powoduje, że każdy znajdzie coś dla siebie ;)
Za rok pewno wystartuję, jeżeli z kolanem wszystko będzie dobrze. Wiem też, że muszę jeszcze sporo nad sobą popracować.

---
ślad z GPS’a:



Dane wyjazdu:
36.40 km 0.00 km teren
02:01 h 18.05 km/h:
Maks. pr.:59.70 km/h
Temperatura:24.0
HR max:186 (102%)
HR avg:174 ( 96%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2284 kcal

Skandia 2012 - Rzeszów

Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 02.11.2012 | Komentarze 0

zaległości ...

Niedziela godzina 8:30.
W nocy padało i jakoś się chłodno zrobiło, temperatura ok. 15 stopni, słoneczko pojawia od czasu do czasu. Będzie chłodno,ale to chyba lepiej niż by miał być gorąc.
Rok czekałem aby sprawdzić na tej samej trasie co i jak z moją kondycją i ze sprzętem. Całą trasę znam praktycznie na pamięć, wystarczy tylko dobrze pojechać.
Założeniem jest przejechanie 36 km w czasie poniżej 2 godzin.
Godz. 10:30 wyjeżdżamy z Arkiem z Rejtana w kierunku Rynku.
Na Rynku jesteśmy jakieś 10 minut później, rowerzyści opanowali cały rzeszowski Rynek.
Ustawiamy się w sektorach. Ludzi jest więcej niż w tamtym roku, więc nasz sektor jest już za Rynkiem, na ul. Mickiewicza. Wszyscy czekają na start. Muzyka gra, Czesław Lang i Tadeusz Ferenc coś mówią, ale prawie nic nie słychać - czekamy. W sektorze spotykam Mariusza, który jedzie pierwszy raz w skandii i jest tak zestresowany i spięty, że planuje nie jechać.
Rozmawiamy chwilę spokojnie i stres przechodzi ;) - Jeździł z nami kilkakrotnie po trasie skandii i nie było problemów . W międzyczasie rozpoczęły się starty, najpierw Grand Fondo ( 94 km), później Medio ( 54 km). Podchodzimy po woli do linii startu. I nareszcie Start!

Skandia 2012 Rzeszów - Start ! © marektrek


Dystans mini - 36 km, na początku przejazd ul. Słowackiego do Mostu Zamkowego. Tempo jest duże, na liczniku mam prawie 40 km/h a i tak jestem gdzieś pod koniec stawki. Z mostu przez ul . Kopisto też nie zchodzimy z 35 km/h. Czuję, że za mocno daję, tętno ponad 180 .
Na Krzyżanowskiego mijam żonę z synami, którzy machają i dopingują ;)

Skandia 2012 Rzeszów - Rodzina kibicuje, ja macham :) © marektrek



Ul. Niepodległości, to pierwsze wzniesienie, na którym jednak prędkość prawie nie spada. Mijamy MAKRO i wpadamy na Słocinę i na ul. Rocha. Zaczął się pierwszy podjazd. Zaczynam jechać swoim tempem, odłączam od Arka i pomału zaczynam wyprzedzać jadących zawodników. Na tych odcinkach podczas treningu mierzyłem sobie zawsze czas i dziś mam 30 sec lepszy niż na zwykle. Sporo osób udało mi się wyprzedzić na tym podjeździe.

Skandia 2012 Rzeszów - podjazd na Roch'a © marektrek


Dojeżdżam do pętli autobusowej na Rochu i zaczynam zjazd w stronę lasku. Rok temu był tu szuter, teraz jest tu położony nowy asfalt,. Szybkości oscylują w okolicach 30 - 40 km/h i z taką prędkością wpadam do lasu ;) Zjazd leśną ścieżką bardzo szybki, fajny, nawet nie jest mokro. Dalej kawałek asfaltem do głównej drogi i odbicie w prawo na sztywny, asfaltowy podjazd na Magdalenkę. Mijam pierwszych ‘pielgrzymów’ oraz tych jadących powoli . Na całym podjeździe udaje mi się utrzymać ‘moje’ tempo, więc bez niespodzianek docieram do Magdalenki. Za ‘betonami’ był punkt kontrolny, oraz bufet. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale się zatrzymałem się i wypiłem kubek wody zamiast po prostu jechać... W bidonie miałem jeszcze ponad połowę izotonika a podczas treningów nigdy się tu nie zatrzymuje. Emocje wzięły po prostu górę, a w tym czasie przejechało koło mnie ze 20-stu kolarzy. Cała praca na podjazdach poszła chyba na marne. Jadę więc dalej, kamienistą drogą pod przekaźnik a potem na długi zjazd błotnisto-trawiastymi koleinami. Zjeżdżałem tędy wiele razy, tu znowu nadrabiam.
Szybko wpadamy do lasu w Słocinie, gdzie najpierw singielkiem szybko w dół, a potem ‘stromawy’ zjazd/przejazd przez rzeczkę i krótki podjazd na młynku. Tu spotykam znowu kilku ‘pielgrzymów’ , którzy blokują ścieżkę i muszę prowadzić. Dalej jest już szerzej więc wskakuję na treka i jadę w górę. Z lasu wypadamy na ul. Wąsacza. Po lewej stoją ‘kibice’ i zagrzewają do walki, krzycząc ‘dajesz, dajesz !!’ . Jak się później okazało byli to najlepsi zawodnicy z dystansu medio, którzy omyłkowo zostali poprowadzeni przez pilota na trasę ‘przejazdu rodzinnego’ nad Wisłok i nie ukończyli maratonu.
20 km już za mną, został tylko podjazd na łany i zjazd przez tor motocrossowy a potem do mety przez Rzeszów.
Drugi bufet miałem zignorować, ale ktoś z obsługi wychodzi na przeciw z kubkiem, chwytam go w locie, wypijam i jadę dalej. Szutrowy przejazd terenem prywatnym, zjazd do Matysówki asfaltem obok cmentarza to tylko chwila. W Matysówce odbijam w prawo by za chwilę rozpocząć jak dla mnie najtrudniejszy kondycyjnie etap tego maratonu. Asfaltowy, sztywny podjazd na Łany. Staram się trzymać stałą kadencję, tętno mam ponad 180, jadę w górę … Mijam sporo osób ledwo jadących lub prowadzących rowery. Słyszę jak ktoś mówi, że to przesada z takimi podjazdami na mini. Wyłączam się … jadę, tętno prawie 190, mijam zagajnik po prawej, domek i jestem na górze ;)
Kilka łyków z bidonu i z dużą prędkością wpadam na ostatni terenowy fragment tego maratonu.
Zjazd trawiastymi ścieżkami jest szybki, jednak trochę niebezpieczny. Jest kilka momentów gdzie trzeba bardzo uważać, żeby nie wylecieć poza trasę. W międzyczasie mijają mnie zawodnicy z medio, którzy torują sobie drogę okrzykami ‘lewa wolna !’. Korzystając z okazji bez problemowo pokonuję głęboki zjazd, przy którym stała grupa niezdecydowanych kolarzy.
Dalej między domkami i wjazd na trawiasty teren, który wznosi się pod słup energetyczny.
Za słupem zakręt w prawo i szybki zjazd do zabudowań osiedla Zalesie. To praktycznie koniec MTB ,teraz kolej na ‘etap szosowy’. Patrzę na zegarek, mam jeszcze 10 min żeby się wyrobić w dwóch godzinach. Ruszam ostro ul. Robotniczą przez światła na Sikorskiego wpadam na Strażacką. Prędkość rośnie, mam ponad 35 km/h. Dochodzą mnie kolejni zawodnicy.Opony huczą, wiatr wieje prosto w twarz, tętno w okolicach 190, zwalniam. Na liczniku 25 km/h a mnie się wydaje, że ledwo się toczę. Kolejni mnie mijają, załamanie … Dojeżdżam do ul. Kwiatkowskiego i tam wpadam na ścieżkę rowerową do Zapory, wiatr jakby trochę osłabł więc przyśpieszam. Tym razem ja mijam kilku jadących przede mną. Zapora, zjazd do tunelu i ostatnie kilometry ścieżką rowerową przez olszynki. Chyba złapałem drugi oddech bo jadę coraz szybciej, mijam kolejnych zawodników. Zbliżam się do parku linowego, z którego już tylko kilkaset metrów i meta. Park linowy, filharmonia i ostatnia prosta ulicą Słowackiego. Dociskam jeszcze bardziej, już nie zwracam uwagi na tętno, na czas, chcę to skończyć. Urząd miasta, zakręt meta … dojechałem, żona z synami na mecie, radość, zmęczenie, satysfakcja, robi mi się niedobrze... odpoczywam.Czas przejazdu 2:01.

Skandia 2012 Rzeszów - na mecie z synami © marektrek


Przyjeżdżają pozostali, czekam na Arka. Po chwili przyjeżdża, też zmęczony. Chwilę gadamy i idziemy do bufetu, zamawiamy jedzenie. Karkówka, makaron, kiełbasa, jest z czego wybierać. Zamawiam karkówkę, dostaję makaron, nie mam siły się kłócić, nie jem. Dalej jest mi niedobrze.
Przyjeżdżają kolejni zawodnicy, także z dystansu medio. Co raz więcej osób zbiera się na rynku. Robimy zdjęcia, nie czekamy już na dekorację. Jedziemy do domu.
W domu kąpiel, jakiś posiłek. Nie myślę o maratonie. Jestem zmęczony, boli mnie prawe kolano.

Po kilku startach w Cyklokarpatach mam inne spojrzenie na ściganie się, jednak Skandia była moim pierwszym maratonem, i tu emocje były największe. Zająłem miejsce poza pierwszą 200 ;), biorąc pod uwagę ilość startujących nie było najgorzej. Czas poprawiony o 17 minut, nie jest źle. Muszę jeszcze popracować nad szybkim startem a jeszcze bardziej nad kondycją. Za rok pewno też wystartuję, jeżeli Czesław Lang zawita do Rzeszowa. W tym roku było sporo nie dociągnięć organizacyjnych, jednak akurat na mnie nie trafiło i miałem szczęście, że w miarę spokojnie przejechałem całą trasę.

Ale się spisałem :P


---
ślad z GPS’a:



Dane wyjazdu:
27.80 km 0.00 km teren
01:35 h 17.56 km/h:
Maks. pr.:44.80 km/h
Temperatura:31.0
HR max:186 (102%)
HR avg:179 ( 98%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1911 kcal

Cyklokarpaty 2012 - Komańcza - fajnie było

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 26.08.2012 | Komentarze 1

Sobota, Komańcza, przedostatni wyścig z cyklu Cyklokarpaty 2012.
Miejsce piękne, pogoda super ( no może troszkę za gorąco), nic tylko jechać.
Rejestracja i wydawanie numerów przebiegły szybko i bezboleśnie.
Start również odbył się planowo.
Cyklokarpaty 2012 - Komańcza - start ! © marektrek

Trasa bardzo fajna, początek asfaltowy a potem szutrowy podjazd i szybki zjazd i przeprawa przez rzeczkę.

Cyklokarpaty 2012 - Komańcza - zimna woda zdrowia doda ! © marektrek


Jechało się bardzo fajnie, nie było zbyt trudnych odcinków, ale trzeba było uważać na szutrowych zjazdach żeby nie wypaść z trasy.Choć jechałem prawie cały czas z HR w okolicach 180, to półtorej godziny tym razem minęło jak z bicza strzelił. Ostatnie kilkaset metrów do mety było poprowadzone miedzy zabudowaniami, troszkę pokombinowane ale fajnie się tam finiszowało.
Nie czułem zmęczenia, raczej satysfakcję i zadowolenie z tak dobrze przygotowanej trasy.

Cyklokarpaty 2012 - Komańcza - ostanie metry i meta ! © marektrek


Po zakończeniu maratonu rozpoczęła się dekoracja zawodników a potem losowanie nagród rzeczowych, ja niestety nie miałem szczęścia tym razem.
Tak się złożyło, że akurat gmina Komańcza obchodziła w tym dniu jubileusz 500-set lecia istnienia. Jedzenia i picia było 'do bólu', oprócz pysznego posiłku regeneracyjnego były darmowe pieczone kiełbaski, ciasto, owoce, chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym. Wszystko w atmosferze dobrej zabawy. Mieszkańcy Komańczy to bardzo przyjaźni i mili ludzie.
To chyba był najfajniejszy maraton w jakim brałem udział.

----
ślad GPS:


Dane wyjazdu:
24.00 km 0.00 km teren
02:06 h 11.43 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max:183 (101%)
HR avg:158 ( 87%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1921 kcal

Cyklokarpaty 2012 - Koninki

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 26.08.2012 | Komentarze 1

lipiec, lipiec
Sobota, dziś kolejna jazda z cyklu "Cyklokarpaty", tym razem to Koninki.
Miejscowość leży obok Poręby Wielkiej w powiecie limanowskim, z Rzeszowa to ok. 200 km. Wyjechaliśmy z rana, przed 6 i na 9 z minutami byliśmy w ośrodku.
Biuro zawodów oraz start umiejscowione były przy wyciągu narciarskim, przy polanie 'Hucisko'. Pogoda była, niezbyt optymistyczna, ale nie padało.
Odebraliśmy numery i o 11:30 wystartowaliśmy. Ledwo co wystartowaliśmy a już się rozpadało i po kilku minutach wszyscy już byli przemoczeni.

Cyklokarpaty 2012 - Koninki - Start w deszczu © marektrek


Trasa przebiegała trochę asfaltem, by przejść w kamienno-błotne szlaki, na przemian z odcinkami trawiastymi. Jechało się ciężko, na stromych zjazdach wiele osób miało kontakt z ziemią, sam o mało co nie zaliczyłem gleby. Deszcz bardzo utrudniał jazdę. Nie miałem błotników i całe błoto leciało prosto na moją twarz.
Okulary miałem całe w błocie. Próbowałem jechać bez okularów ale było jeszcze gorzej. W lesie też nie było lekko.

Cyklokarpaty 2012 - Koninki - w lesie © marektrek


Był moment, że nie dało się jechać i trzeba było pchać i to dość ostro w górę. W jednym miejscu zjechałem z trasy, po chwili okazało się że nie ja jeden... Straciłem paręnaście minut zanim wróciłem na trasę.
Do mety dojechałem mocno zmęczony, ale zadowolony, że ukończyłem bez większych przygód jeden z najtrudniejszych chyba etapów z tegorocznego cyklu.

Cyklokarpaty 2012 - Koninki - ostatnie metry do mety © marektrek


Trek się spisał na 5 jest ok.

Cyklokarpaty 2012 - Koninki, TREK odpoczywa przed myciem © marektrek


--------
ślad z Gps'a:


Dane wyjazdu:
18.10 km 0.00 km teren
01:31 h 11.93 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max:186 (102%)
HR avg:176 ( 97%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1964 kcal

Cyklokarpaty 2012 - Pruchnik - mini - w upale

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 05.08.2012 | Komentarze 0

zaległości ....

Niedziela, upał 32 stopnie, w Pruchniku kolejna edycja Cyklokarpty.
Startuję na dystansie mini - niby 18 km, ale to było jedno z najcięższych 18 kilometrów jakie przejechałem.
Nowy Trek działał praktycznie bez zarzutu, aczkolwiek kilka razy musiałem zakładać łańcuch bo się zacinał. Jedzie się zdecydowanie wygodniej i pewniej niż na poprzednim 6500, który również dawał radę.
Zaraz po pierwszym podjeździe wjechaliśmy do lasu gdzie zaliczyłem konkretną glebę i rozwaliłem prawy łokieć. Na mecie okazało się że tylko zdarłem dużo skóry i mocno poobijałem się. Hak przerzutki tylnej też został zgięty i przerzutki trochę gorzej wskakiwały. Jednak te urazy były niczym w porównaniu z kilkoma osobami, które nie ukończyły trasy z powodu przegrzania. Cały czas jechałem w okolicach mojego HR Max i obawiałem się czy dojadę do końca.

Cyklokarpaty 2012 - Pruchnik - na podjeździe w upale © marektrek


Cyklokarpaty 2012 - Pruchnik - upał + błoto © marektrek


Cyklokarpaty 2012 - Pruchnik - Błoto, błoto © marektrek


Pruchnik to była walka z okropnym upałem, z natrętnymi muchami/bąkami i z samym sobą. Ostatni podjazd/podejście na 'Golgotę' to była już masakra.
Każdy kto dojechał do mety był zwycięzcą.
Dojechałem do końca i jestem zadowolony.

----
ślad z GPS'a:


Dane wyjazdu:
26.70 km 0.00 km teren
01:24 h 19.07 km/h:
Maks. pr.:50.30 km/h
Temperatura:27.0
HR max:191 (105%)
HR avg:183 (101%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1728 kcal

Cyklokarpaty 2012 - Jasło

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 1

Zaległości ciąg dalszy ....


Sobota, godzina 8,30. Dziś jedziemy do Jasła na kolejną edycję Cyklokarpat, tym razem w Jaśle. Szybkie pakowanie rowerów na Bożniczej i jazda do Jasła. Na wylotówce z Rzeszowa mimo soboty korek, objeżdżamy więc przez ul. Przemysłową. W Boguchwale wypadek, droga zamknięta, jedziemy przez Niechobrz. Droga zaczyna się niebezpiecznie wydłużać. Dalej już bez problemów, dojeżdżamy do Jasła. Jesteśmy na miejscu jakąś godzinę przed startem. Wydawanie numerków idzie szybko. Słońce przygrzewa, zapowiada się upalny dzień. O 11:30 wystartowały dystanse Mega i Giga a o 11:30 wystartował dystans Hobby - czyli ja i Asia.

Cyklokarpaty 2021 - Jasło - Start ! © marektrek


Trasa na początku biegnie przez miasto, po ostatniej 'akcji' z łańcuchem w Wierchomli mam nowy łańcuch KMC Z9200, który niestety spada na jednym z pierwszych zakrętów w Jaśle. Zakładam łańcuch, motor zamykający wyścig czeka na mnie, jestem ostatni ... Jadę szybko, doganiam pierwszych zawodników z końca stawki ale chyba jakieś fatum wisi nade mną bo po kilku minutach , na pierwszym podjeździe znowu mi spada łańcuch... "Już po zawodach" myślę, nie da się tak jechać ... zrezygnowany zakładam łańcuch ponownie. Jestem znowu na końcu peletonu. Pod górkę dokręcam i dojeżdżam do ogona. Pomału wspinam się wyżej, zostawiając za sobą kolejnych zawodników.
Cyklokarpaty 2012 - Jasło - Na podjeździe © marektrek

Jest gorąco, duszno, a ja za mocno daję, długo tak nie wytrzymam. Jadę na tętnie ponad 190 czyli za wysoko, ale adrenalina i złość jakoś mnie trzyma i nie czuję aż tak bardzo zmęczenia. Na zjazdach piję po kilka łyków i dokręcam ile się da.
Po drodze mijam kolejnych zawodników ale jeszcze sporo osób jest z przodu. Na asfaltowym, stromym podjeździe ktoś zostaje ukąszony przez jakiegoś owada i mocno puchnie. Dzwonimy z trasy po pogotowie i jedziemy dalej. Zjazd daje chwilę wytchnienia by zaraz wpaść do lasku i prosto w błoto, jadąc dosyć szybko słyszę, jak ktoś przede mną krzyczy " kur.. !" i leży. Zwalniam i omijam gościa, który podnosi się z błota. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do słynnej 'tarki', o której tylko słyszałem że istnieje, teraz miałem okazję na własnej skórze przekonać się co to znaczy jazda po pozostałościach po torach kolejowych. Wyterepało mnie za wszystkie czasy, pod koniec 'tarki' stoją ludzie z aparatami i pstrykają fotki.

Cyklokarpaty 2012 - Jasło - do mety już nie daleko ! © marektrek


Do mety jeszcze kilka kilometrów. Wjeżdżamy z powrotem do Jasła. Przejazd przez most i już tylko ostatni odcinek po nasypie i koniec. Na nasypie dochodzę jeszcze dwóch zawodników i wpadam na metę. Asia wjechała już parę minut wcześniej. Wymieniamy uwagi co do przebiegu trasy. Czekamy na wstępne wyniki.
Asia jest 4 w swojej kategorii a ja ... ostatni nie jestem ( pierwszy też nie ) czyli nie jest źle. Dobrze że łańcuch jakoś się trzymał bo byłem na krawędzi załamania i zwątpienia. Ten wyjazd był bardzo męczący mimo że sama trasa nie była aż tak trudna.

----
ślad z GPS'a:



Dane wyjazdu:
18.00 km 0.00 km teren
01:29 h 12.13 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:19.0
HR max:191 (105%)
HR avg:179 ( 98%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1780 kcal

Cyklokarpaty 2012 - Wierchomla

Niedziela, 10 czerwca 2012 · dodano: 19.06.2012 | Komentarze 0

wpis niestety z kilkudniowym opóźnieniem ...

Niedziela, godz. 5:45 nieco spóźniony, przyjeżdżam pod serwis, gdzie czekają już na mnie Asia, Paweł i Piotrek. Rozkręcamy rowery i pakujemy się do wozu. Dziś pojeździmy trochę po Wierchomli, Ja z Asią trochę mniej a Paweł z Piotrkiem więcej ;). Ok. 6:15 Wyjechaliśmy z Rzeszowa w kierunku Tranowa. Jechało się normalnie, bezproblemowo. Do Nowego Sącza przyjechaliśmy po 8, a do Wierchomli dotarliśmy około 9.
Parking był już nieco zapełniony, ale udało się nam znaleźć wolne miejsce.

Cyklokarpaty 2012 - Wierchomla - reBike iMpulse Team © marektrek


Cyklokarpaty 2012 - Wierchomla - na parkingu © marektrek


Przed samą Wierchomlą przypominałem sobie, że mój numer startowy i chip został w Rzeszowie. Biuro zawodów było umiejscowione w holu hotelu SKI&SPA; Resort. Opłaty i rejestracja zawodników odbywały się na bieżąco. Zgłosiłem brak numeru i za dodatkową opłatą otrzymałem 'tymczasowy' numer i nowy chip. Każdy rejestrujący otrzymał butelkę z Piwniczanką, naklejkę z cyklokarpat i jakieś karty rabatowe do restauracji w Nowym Sączu. Powoli zjeżdżało się coraz więcej osób. Górskie powietrze i górskie widoki napawały optymizmem i wszystkim udzielał się dobry nastrój, pomimo że zapowiadali na dzień dzisiejszy deszcz, i że wczoraj w dość mocno padało.
Start odbył się planowo, najpierw wystartowały dystanse Mega oraz Giga. My 'hobbyści' wystartowaliśmy o 11:30. Jak zwykle na początku wszyscy ruszyli z kopyta. Ja spokojnie swoim tempem, na końcu stawki dojechałem do miejsca gdzie zaczyna się 7 kilometrowy podjazd...
Na początku podjazdu wiele osób jeszcze było przede mną, ale po chwili zacząłem mijać pierwszych zawodników. Asia też ruszyła mocniej i po chwili już ją straciłem z oczu - brawo ! Jechaliśmy cały czas w górę leśną ścieżką, która wiła się ' w nieskończoność'. Po ok. 35 -40 minutach zaczął padać deszcz, który sprawił, że lepiej się poczułem. Pomyślałem tylko żeby nie padało podczas zjazdu bo może być nieciekawie. Tętno podczas podjazdu oscylowało praktycznie cały czas w okolicach 185-190 czyli mój hr max. Na 5 kilometrze był bufet, ale jakoś nie miałem czasu żeby z niego skorzystać bo pojawiła się szansa żeby wyprzedzić jeszcze kilku zawodników właśnie w tym miejscu. Za bufetem był stromy, kamienisto-korzenny podjazd. Nie udało mi się na niego wjechać. Jednak prowadząc rower wyprzedziłem ze dwie osoby walczące na 'młynku' z tym podjazdem. Później się nieco wypłaszczyło, ale to nie był jeszcze koniec podjazdu.
Cyklokarpaty 2012 - Wierchomla - cały czas w górę, teraz przez łąkę © marektrek

Chwila wytchnienia na łące i znowu w las, i znowu ostro pod górę. Wszędzie leżały kamienie i wystawały korzenie. W pewnym momencie musiałem znowu podprowadzać rower bo nie dało się jechać. Jeszcze kilka minut 'walki' i zaczął się zjaaaaaaazd. Nareszcie ! Na początku jeszcze terenem, ale po kilku kilometrach zaczęła się szybka jazda po leśnej ścieżce. Było szeroko i szybko. Trzeba było uważać ale można było przycisnąć. W pewnym momencie dojechałem do Asi, która mi 'uciekła' na początku. Jeszcze przez przez górską rzeczkę i dalej w dół. Starałem się jeszcze 'dokręcać' na zjeździe, ale na ostatnich 2-ch kilometrach do moich uszu dobiegało cykliczne 'klik' z tyłu. Zacząłem 'kombinować' z przerzutką tylną ale nic to nie dawało, trudno pomyślałem - do mety jakoś dojadę a potem się zobaczy co tak klika, ale niestety, podczas 'wyjścia' z ostatniego zakrętu przerzuciłem przerzutkę na wyższy bieg i 'depnąłem' żeby nabrać prędkości na prostej. Zamiast przyśpieszyć stanąłem w miejscu, robiąc przednią korbą ze 200 rpm/min. Patrzę a tu łańcuch, nowiutki łańcuch, wczoraj założony, leży na ziemi ... Ludzie krzyczą: biegnij! już niedaleko ! Zrezygnowany zaczynam truchtać do mety. Po chwili nadjeżdża Asia i gna do mety, za chwilę następny zawodnik, a ja sobie truchtam dalej, oglądam się za siebie, widzę że właśnie wyjechała z 'lasu' kolejna osoba. Myślę sobie wystarczy! biegnę do mety ... udało się ! Wbiegłem wcześniej. Ludzie bija brawa i robią zdjęcia jakbym conajmiej był pierwszy :) Na mecie już jest dobrze, dotarłem do końca, udało się.

Cyklokarpaty 2012 - Wierchomla - sprint do mety ;) © marektrek


Cyklokarpaty 2012 - Wierchomla - łańcuch na kierownicy :P © marektrek

Gadamy z Asią. Ja jeszce staram sie jakoś połączyć ten feralny łańcuch, ale odpuszczam, dziś i tak już nigdzie nie jadę na rowerze.
Myjemy rowery i pakujemy je do auta. W samą porę to zrobiliśmy bo po chwili się rozpadało i to bardzo mocno.
Czekamy na Pawła i Piotrka, którzy pojechali dystans Mega. Po ich powrocie i umyciu rowerów zapakowaliśmy wszystko do samochodu i poszliśmy zjeść
posiłek regeneracyjny w postaci makaronu z mięsem. Była również gratisowa herbata z cytryną, która była bardzo na miejscu bo padał deszcz i zrobiło się zimno. Nie zabrakło też pomarańczy i bananów. Na dekorację nie czekaliśmy i po posiłku wyjechaliśmy z Wierchomli w kierunku Rzeszowa. W drodze powrotnej jeszcze przez chwilę padało, ale później już było OK.
Impreza udana, organizacja wypadła znacznie lepiej niż w Rzeszowie i Pustkowie. Mimo przygody z łańcuchem jestem zadowolony. Za tydzień Jasło.


--------
ślad z GPS'a:


Dane wyjazdu:
34.70 km 0.00 km teren
01:49 h 19.10 km/h:
Maks. pr.:35.50 km/h
Temperatura:7.0
HR max:189 (104%)
HR avg:180 ( 99%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2150 kcal

Cyklokarpaty 2012 - Pustków Osiedle

Niedziela, 13 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 0

Mam coraz większe obsuwy z dodawaniem wpisów, jakoś cięźko mi to idzie... ale do rzeczy:

Niedziela godzina 8.30, temperatura 7 stopni, brr zimno, wczoraj popadało a dziś jedziemy z Asią, Pawłem i z Piotrkiem do Pustkowa Osiedle na drugą edycję Cyklokarpat. Zapakowaliśmy sprzęt do wozu i wyruszyliśmy do Pustkowa.

Jedziemy na Cyklokarpaty do Pustkowa © marektrek


Po jakiejś godzinie jazdy dojeżdżamy na miejsce, jest już kilkanaście samochodów ale widać, że jeszcze sporo osób nie przyjechało. Ja z Asią idziemy odebrać numery, a Paweł z Piotrkiem rozpakowują auto i składają rowerki.
Gdy doszliśmy do biura zawodów nieco nas zirytował taki oto widok:

Cyklokarpaty 2012 - Pustków Osiedle - za czym ta kolejka ?? © marektrek


Czyżby powtórka z Rzeszowa ? Jak się później okazało było kilka podobieństw do słynnego maratonu z Rzeszowa. Po jakiejś godzinie wróciliśmy na 'parking' ( w sumie była to piaszczysta łąka wokół ośrodka sportowego, na którą był dosyc nie ciekawy wjazd przez wysoki krawężnik) z wiadomością, że start został opóźniony o ok.30 minut.

Cyklokarpaty 2012 Pustkow Osiedle - na 'parkingu' © marektrek


Po odczekaniu swojego wystartowały dystanse Mega i Giga a chwilę później dystans hobby, w którym między innymi wystartowałem również ja. Maraton rozpoczął się na stadionie a następnie asfaltem pojechaliśmy w teren.

Cyklokarpaty 2012 - Pustków Osiedle - Start, wyjazd ze stadionu © marektrek


Na asfalcie wszyscy kręcili ile się da żeby uzyskać jak najlepszą pozycję przed wjazdem w las. Trasa była dosyć płaska, z przewagą piaszczystego podłoża, które dało popalić nie jednemu. Podjazdów prawie nie było, cały czas trzeba było kręcić na max. Jechałem praktycznie cały czas z maksymalnym tętnem, a momentami go nawet przekraczałem. Trasa była bardzo dobrze oznakowana, widoczki też niczego sobie.

Cyklokarpaty 2012 - Pustków Osiedle - gdzieś na trasie © marektrek


Udało mi się kilkanaście osób wyprzedzić, jednak na 30 kilometrze nastąpiło 'odcięcie' i moja prędkość jazdy spadła. Zostałem wyprzedzony przez 3 osoby, min. przez Asię, która na ostatnich kilometrach się rozgrzała i mijała po kolei wszystkich, których miała przed sobą. Te ostanie 4 kilometry były bardzo ciężkie, ostatkiem sił doszedłem jeszcze dwóch jadących przede mną zawodników i na metę wpadłem kilka sekund za Asią.

Asia zajęła w swojej kategorii 2-gie miejsce, ja byłem w pierwszej i jedynej dwudziestce pod koniec stawki mojej kategorii.
To był zupełnie inny maraton niż w Rzeszowie, czy w Łańcucie, gdzie były podjazdy i zjazdy, na których można było 'odpocząć', tu był 'ogień' przez cały czas. Posiłek regeneracyjny w postaci pierogów z mięsem poprawił mi humor.
Jednak ceremonia dekoracji całkowicie pozbawiła mnie dobrego nastroju.
Nie będę się tu rozpisywał bo słów mi brak jak można w tak ślimaczym tempie dekorować zawodników. Pięć godzin trwała ta męka. Po takiej akcji już mi się odechciało wszystkiego, wróciliśmy do Rzeszowa ok. 21.

Sama jazda była wielkim przeżyciem dla mnie i sprawiła wiele satysfakcji.
Można dobrze oznaczyć trasę, wyposażyć dobrze bufety. Szkoda, że zakończenie się nie udało.

-------
ślad z GPS'a: